Pomoc potrzebującym: Każda złotówka jest ważna w walce o serduszko Faustynki!

Pomoc potrzebującym: Każda złotówka jest ważna w walce o serduszko Faustynki!

Pani Ewa Stręk, mama Faustynki dzielnie walczy o zdrowie i życie swojego dziecka. Teraz ta walka znowu przybrała na sile, ponieważ przed dziewczynką czwarta operacja na otwartym sercu. Potrzeba 197 tys. zł.  Zachęcamy do wpłat za pośrednictwem Fundacji Siepomaga.pl  oraz polubienia na FB grupy Serce w potrzebie – bazarek dla Faustynki.

Bazarek jest ciekawą formą zbiórki pieniędzy na leczenie i rehabilitację Faustynki oraz innych chorych dzieci. Nie jest to typowa grupa sprzedażowa. Osoby chętne oddają fanty – książki, zabawki, biżuterię, kosmetyki, a osoby wspierające licytują je, zaopatrując się przy tym w rzeczy, które im się podobają.
Pani Ewa rzeczy na licytację wystawia kilka razy w tygodniu. Cenę podbijamy minimum o 5 zł. Wpłatę należy uiścić w ciągu trzech dni od zakończeniu licytacji.

Poniżej historia Faustynki oraz gorąca prośba nawet o drobne wpłaty. Pamiętajmy, dobro wraca…

Wrodzona wada serca to „dar” na całe życie i nie zawsze jedna operacja czyni dziecko w miarę zdrowym, choć taki początkowo jest plan… Faustynka urodziła się w 2012 roku w całkiem niezłej kondycji, jak na dziecko z wadą serduszka AVSD i wspólnym kanałem przedsionkowo komorowym bardzo charakterystycznym dla dzieci z Trisomią 21. Od pierwszego oddechu pokazywała swoją wielką siłę, wiedzieliśmy, że jest nadzwyczajną dziewczynką, wyczekaną córeczką, wytęsknioną miłością. Ze łzami w oczach tuliliśmy ją do naszych serc, wiedząc, że najtrudniejsze dopiero przed nami. Jednak tego, co nadeszło później nikt się nie spodziewał…

W 2012 roku Fausti opuszczona przez lekarzy w Polsce i spisana na straty (oprócz wady serca ma również ZD) zrządzeniem Niebios dostaje się pod opiekę Pana Profesora Edwarda Malca i jego niebywale uzdolnionego zespołu kardiochirurgów w klinice w Monachium.

Faustyna Stręk

Wszystko idzie książkowo, operacja, powrót na własnym oddechu, jeden dzień na OIOMie i kilka na kardiologii dziecięcej. Możemy myśleć o powrocie do domu. Jesteśmy szczęśliwi! Ale ja czuję jakiś dziwny lęk, jakiś niepokój… Odsuwam jednak złe myśli. Jest wypis, wracamy… Pogoda kiepska, jedziemy ostrożnie, dom coraz bliżej. Wreszcie spotkanie z rodziną, uściski, uff udało się… Mija jeden dzień, jest pięknie, zaczyna się kolejny. Fausti słabo się czuje, płacze, marudzi, nie chce jeść, pojawiają się wymioty. Trafiamy do szpitala, jest niedziela. Specjalistów brak… Czekamy z nadzieją na poniedziałek. Wreszcie echo… wynik nie pozostawia złudzeń, to mogą być ostatnie chwile naszej księżniczki.

Karetka zabiera naszą Iskierką do specjalistycznego szpitala w Krakowie. Pobyt tam to jedno wielkie nieporozumienie… Koszmar… Mamy żegnać się z dzieckiem… Śmierć zagląda… Wtedy na OIOM-ie łapię ją za rękę, rączkę, rączunię… W oczkach Faustynki widzę łzy… Z moich oczu łzy leją się strumieniem. Wtedy szepczę – Boże jeśli chcesz, by do Ciebie wróciła, zabierz ją do nieba… Nie pozwól, by tak cierpiała… Mija ciężka noc… Fausti wciąż walczy. Rano dociera do mnie, że skoro to maleńkie, pozszywane serduszko bije, znaczy, że chce żyć… Szpital proponuje operację, wiem że w tak krytycznym stanie Fausti nie przeżyje nawet otwarcia klatki piersiowej. Nie podpisujemy zgody. W naszych głowach jest tylko jedna myśl, wrócić do Monachium.

Faustyna Stręk

Kontaktujemy się z Panem Profesorem E. Malcem. W rozmowie telefonicznej czekam jedynie na jedno jedyne słowo – tak. Pan Profesor daje w końcu zielone światło, przylatujcie – słychać w słuchawce. Wtedy dostaję jakichś skrzydeł. Kontaktujemy się z fundacją Cor Infantis, bez ich pomocy nic nie moglibyśmy zrobić, to była z ich strony niesamowita akcja. Nie pozwalają się nam poddać, razem walczymy. Rozpoczyna się wielkie przedsięwzięcie zabrania Faustynki do Niemiec. Po kilkugodzinnym wypraszaniu dokumentów wreszcie się udaje. Skrajnie wyczerpana Fausti wjeżdża na pokład medycznego samolotu… Tata nie odstępuje jej nawet na krok. Leci z nią… Widzę już tylko migające we mgle światła samolotu… Serce wyrywa się z piersi. Boże, prowadź ich… szepczę. Rozpoczyna się walka z czasem. Po dwóch godzinach dostaję sygnał, że są już w klinice, Fausti na OIOMie. Ulga… niebywała ulga. Niemożliwe staje się możliwe. Ja będę tam dopiero za kilkanaście godzin… Rano spotkanie z Panem Profesorem Edwardem Malcem, dowiadujemy się, że stan Faustynki jest krytyczny, ale stabilny. Dostajemy pochwałę i uścisk od Pana Profesora, że nie zgodziliśmy się na operację… Dowiadujemy się, że sepsa dopadła słabe po operacji serduszko, poszarpała je… płuca są w kiepskiej formie, nerki również… Lekarze walczą z wszystkich sił, by żyła. Takiej determinacji nigdy wcześniej nie widziałam. Jesteśmy przy naszej Królewnie przez cały dzień… Ona walczy!!! Ta mała wojowniczka walczy. Mija kilka dni, nieco odpuszcza stan zapalny. Jest decyzja o kolejnej operacji. Podpisujemy zgodę. Mimo, że Faustynka jest podłączona do respiratora i szalonej ilości pomp, możemy odprowadzić ją na salę… znak krzyża na czole… znika.

Czekamy, by wróciła. Mija najdłuższych 6 godzin w naszym życiu. W końcu pojawia się w drzwiach Pani Prof. K. Januszewska, uśmiecha się. Nie patrząc na konwenanse rzucamy się jej na szyję… Ten uśmiech mówi wszystko. Udało się! Fausti żyje! Jesteśmy szczęśliwi. Serca naszej królewny ładnie pracuje, ale niestety płuca są tak zniszczone, że nie podejmują pracy. Fausti wciąż pozostaje pod respiratorem w śpiączce farmakologicznej. Zostajemy przewiezieni na oddział płucny. Tam walka trwa 30 dni. W wigilię Bożego Narodzenia Fausti wraca z dalekiej podróży, otwiera wreszcie swe skośne oczy… znów pojawia się łza, radości łza. Wracamy do domu. 5 lat serce ma się zupełnie dobrze, potem znów nie daje sobie rady. Zastawka została mocno zniszczona i zaczyna gorzej pracować. Jedziemy do Munster na cewnikowanie serca, dostajemy informację, że potrzeba kolejnej operacji. Za pół roku meldujemy się na oddziale. W rozmowie przed operacją dowiadujemy się, że najprawdopodobniej zostanie wszczepiona sztuczna zastawka… Boimy się, ale ufamy kardiochirurgom, bo znów naszą Fausti będzie operował team Pana Profesora Edwarda Malca. Udaje się jednak zrobić plastykę i nie wszczepiać sztucznej zastawki.

Faustyna Stręk

Dowiadujemy się jednak, że za kilka lat będzie konieczna kolejna operacja… Szczerze mówiąc ufałam, że może jednak to maleńkie serce, choć tak bardzo połatane, da sobie radę i już nie będzie musiało kolejny raz stawiać do walki o życie. Spisywało się na medal ładnych parę lat.

Nadeszła pora, by zostało zoperowane. Będzie to już czwarta operacja na otwartym sercu. Poprosiliśmy po raz kolejny Pana Profesora Edwarda Malca oraz jego zespól o podjęcie się tego niełatwego zadania. Otrzymaliśmy zgodę oraz kwalifikację z kliniki w Munster i wydawałoby się, że wszystko gra… I tu zaczynają się schody, bo nasza nawet największa determinacja nie spowoduje, że sami zdołamy za tę operację zapłacić. Koszt to 39.700 euro. My jesteśmy zawsze gotowi, by walczyć o naszą królewnę, Faustynka, jak trzeba, również dzielnie staje do walki. Byśmy ją wygrali potrzebujemy oprócz pomocy Niebios i Waszej pomocnej dłoni. Prosimy, wesprzyjcie, dajcie szansę, by to młode jeszcze życie mogło trwać dalej…

Podziel się tym artykułem:
Share on Facebook
Facebook
Tweet about this on Twitter
Twitter
Print this page
Print
Email this to someone
email